Przejdź do treści

Praca marzeń – pożądana przez wielu, przez większość uważana za abstrakcję, coś nierealnego. Okazuje się jednak, że wystarczy zaledwie odrobina wkładu własnego, aby ją zdobyć.
Każdy z nas ma w swojej głowie jakieś marzenia. Jedne dotyczą spraw związanych z rodziną, drugie może z podróżami w mniej lub bardziej odległe krainy, ale są też te, które dotyczą pracy. Za dzieciaka często marzyliśmy o przyszłości, że będziemy astronautami, strażakami, dziewczynki marzą o byciu piosenkarkami czy modelkami. Z czasem jednak te marzenia często zanikają, ale w ich miejsce pojawiają się marzenia dotyczące pracy, ale już dużym stopniu pracy powiązanej z naszymi zainteresowaniami.


Czy praca marzeń jest nieosiągalna?

Tak na pewno twierdzi większość ludzi, jednak czy jest to prawda? No cóż, nie do końca…
To oczywiste, że jeśli o takiej pracy będziemy tylko marzyć, rozmyślać nic się nie stanie, natomiast wystarczy włożyć w poszukiwania takiej pracy trochę wysiłku i praca marzeń staje się niemalże na wyciągnięcie ręki.

Pewnie myślisz sobie „łatwo Ci mówić…”, co?

Zgadza się, łatwo się mówi o czymś, co się zrobiło. Fakt, kosztowało mnie to trochę poświęceń, wyrzeczeń, ale jest to do zrobienia i opowiem Ci jak to było w mojej sytuacji.

Skończyłem technikum…

W sumie jeszcze przed ukończeniem technikum bawiłem się w Photoshopie, GIMPie czy innych programach graficznych, natomiast wtedy robiłem w większości jakieś obrazki na fora, tj. avatary, obrazki do podpisów (sygnatury), czyli nic wielkiego, a poziom moich umiejętności był… no cóż, nie warto wspominać 😉 , ale ludziom na forach się podobało, więc szedłem w to dalej.

Po ukończeniu technikum, moje umiejętności nieznacznie wzrosły – nadal robiłem obrazki na fora muzyczne, 'CSowe’ itp, natomiast częściej korzystałem z różnych tutoriali znalezionych w internecie. Natomiast jak to osoba po pierwszym dniu na siłowni uważa się za Mr Olypmia, tak i ja, będąc amatorem chciałem pracować w agencjach reklamowych, tworzyć projekty i być zadowolonym z życia. Chęci jednak nie do końca wystarczyły, bo pierwszą pracę w agencji reklamowej dostałem po około roku od ukończenia technikum i był to półroczny staż.

Natomiast jeszcze trochę wcześniej, postanowiłem, że do czasu aż zacznę pracę w jakiejś agencji reklamowych, graficznych itp. znajdę jakąkolwiek pracę, aby mieć po prostu trochę grosza w kieszeni, wychodząc gdzieś ze znajomymi na piwo.

Tak też zaczęła się moja przygoda jako kelner

Szukałem po prostu jakiejś pracy, przeglądałem strony internetowe z ofertami pracy, gazety, aż w końcu trafiłem na salę bankietową do pracy dorywczej właśnie w charakterze kelnera.

Wiem, brzmi to komicznie – chce zostać zawodowym grafikiem, a staje się kelnerem. Mimo to nie żałuję tej decyzji. Co więcej – uważam, że praca jako kelner jest świetnym rozwiązaniem dla osób, które mają gdzieś z tyłu głowy otworzenie w przyszłości jakiejś własnej firmy. Dlaczego? Uczysz się obycia z klientem, tym bardziej jeśli pracujesz z klientem indywidualnym, a nie na imprezach okolicznościowych, tj. wesela, studniówki itp., chociaż to też jest dobre na początek. Aa, pardon – klienci są w burdelu, w restauracjach są goście. 😉

Podobnie jest z call center – większość uważa to za obozy pracy, natomiast praca w call center uczy w dużym stopniu komunikatywności i sprzedaży.

W międzyczasie roznosiłem CV

Pracowałem ponad rok z przerwami na tej sali bankietowej jako kelner, natomiast w międzyczasie roznosiłem w różne miejsca swoje CV i w sumie od tego się zaczęło. Zaniosłem jeden egzemplarz do agencji reklamowej, w której na miejscu miałem krótką rozmowę kwalifikacyjną, a po kilku dniach dostałem ofertę półrocznego stażu, na którą się zgodziłem.

Jednak nie było tak kolorowo, jak mi się wydawało

Praca w agencji reklamowej okazała się nie, jak mi się wydawało, siedzeniem przy komputerze, ale też często zajęciami bardziej technicznymi, jak np. przygotowywanie banerów reklamowych dla klientów czy montażami reklam 'w plenerze’. Natomiast o dziwo nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie.

Zdarzało się też, że musiałem obsługiwać klientów, ale też dawałem radę bez większych problemów.
Po kilku miesiącach stażu poznałem, jak się później okazało, mojego kolejnego pracodawcę. Był klientem tej agencji reklamowej i jak pojawiał się w niej, zdarzało się, że wymieniliśmy kilka zdań, a po pół roku stażu pracowałem u niego i uczyłem się tworzyć strony internetowe – to jednak bardziej mi odpowiadało, chociaż praca w małym biurze, często siedząc tam sam, no cóż, jakoś nie do końca mi to pasowało, ale dzięki kilku miesiącom, które tam spędziłem, nauczyłem się tworzyć strony internetowe, więc byłem z siebie dumny. Może nie wyglądały one początkowo jakoś profesjonalnie jak później, ale działały i klienci byli zadowoleni. 🙂

Po zakończeniu pracy w agencji informatycznej, akurat przyszedł styczeń, czyli sezon na studniówki, więc wróciłem do pomagania na sali bankietowej, a gdy tam imprezy tymczasowo się skończyły, trafiłem do podobnej pracy, tym razem jednak w czterogwiazdkowym hotelu, w którym pracowałem przez ponad rok, natomiast w tym wypadku praca była bardziej regularna niż na sali i każdego miesiąca tam bywałem.

W międzyczasie trafiłem na kolejną agencję reklamową, która szukała pracownika, tym razem już nie na staż, a dzięki temu, że odbyłem wcześniej staż, było to dużą kartą przetargową i dostałem tę pracę. Tak, pracowałem wtedy w tygodniu w agencji reklamowej, a w weekendy w hotelu – myślałem, że to było męczące…

Zapieprzanie dopiero miało się zacząć

Po kilku miesiącach w agencji reklamowej (tej drugiej), jak podobno się okazało, nie było już tyle pracy, żebym był tam potrzebny, więc się z nimi pożegnałem, natomiast spędzonych tam kilku miesięcy nie żałuję, ponieważ bardzo dużo się nauczyłem, głównie pod kątem współpracy z klientami.

Po odejściu z agencji wróciłem do hotelu, gdzie bywałem częściej, natomiast po kilku miesiącach pojawiły się spore zmiany w zarządzie hotelu, zmiany w kwestii warunków pracy i mimo, że dostałem ofertę dłuższej współpracy tam, to jednak odmówiłem. Miałem akurat wtedy odłożone trochę grosza, więc mogłem swobodnie poświęcić trochę czasu na szukanie innej pracy.

Będąc w Katowicach akurat po szkoleniu miałem trochę czasu do pociągu, więc korzystając z okazji, że miałem przy sobie 3 egzemplarze CV zaniosłem je w kilka miejsc, a po kilku dniach byłem umówiony na dwie rozmowy o pracę w czterogwiazdkowych hotelach. Wybrałem, jak mi się wtedy wydawało, 'mniejsze zło’ i choć uważałem, że to była męczarnia, to jednak pracując jako kelner bankietowy obsługiwałem gości konferencyjnych, dzięki czemu poznałem kilka osób, które później stały się moimi klientami.

Kolejny etap – samozatrudnienie

Po kolejnych miesiącach w pracy jako kelner bankietowy, miałem wystarczająco oszczędności aby w końcu ruszyć ze swoją działalnością oficjalniej, mianowicie przez Inkubatory Przedsiębiorczości, oraz w jakimś stopniu wypromowaniem jej.

Gdy zakończyłem przygodę z w/w hotelem, postanowiłem nadal pracować jako kelner, natomiast tym razem już typowo na imprezach okolicznościowych czy cateringach.
I takim oto sposobem mam możliwość realizowania swojej pracy marzeń i robienia tego, co robić lubię.


Dla jasności, tak – powyższa historia jest prawdziwa i wychodzi z niej jeden wniosek. Mianowicie: jeśli chcesz zdobyć pracę marzeń, musisz ruszyć dupę, a jeśli chcesz ją utrzymać, musisz zapieprzać.
Wiedz jednak, że 8 godzin dziennie w tym wypadku na pewno nie wystarczy. Jeśli chcesz stać się ekspertem w danej dziedzinie, spędzanie kilku godzin w pracy i reszty dnia przed telewizorem, pomoże Ci jedynie w zbudowaniu ekspertyzy w budowaniu 'mięśnia piwnego’ i bycia na bieżąco z popieprzonymi faktami ze świata.

Podsumowując – kiedy ruszysz dupę, aby Twoja praca marzeń, była czymś realnym, a nie tylko marzeniem? 😉




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *